Szukaj Pokaż menu

Pracownicy infolinii łatwo nie mają IX

56 210  
336   5  
Kliknij i zobacz więcej!I garść kolejnych kwiatuszków z infolinii. Naprawdę ja tam bym nie mógł pracować, bo chyba bym rozstrzelał takich klientów...

Ja: Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
Kl: No dobra, posłuchaliśmy sobie Chopina, to teraz do roboty.

Zasapany klient:
"Co mam podać aby pani doszła?"

Ja: Koszt usługi 8 zł.
Kl: To pan mi obciągnie z konta.

Kons: Czy można rozmawiać z panią Małgorzatą?
Kl: Niestety jej nie ma.
Kons: A kiedy można zastać panią Małgorzatę?

Kokpity myśliwców

48 364  
336   14  
Przez chwilę możesz się poczuć jak pilot myśliwca...

Historia niemieckiego jeżyka

81 772  
720   21  
Fragment listu dziewczyny (Rosjanki, która wyszła za Niemca), z Niemiec do koleżanki w Rosji. Równie dobrze mógłby być wysłany do Polski, pointa zostaje ta sama.

Interpunkcja, ortografia i inne komentarze autorki listu zostały niezmienione i, mam nadzieję, nie bardzo zepsute przez tłumaczenie. Oddajmy jej głos.

Kliknij i zobacz więcej! 

... idę sobie na zakupy, patrzę: na poboczu drogi leży jeżyk. Nie zwinięty w kłębek, аle na wznak, łapkami do góry. Ryjek cały we krwi: pewnie uderzony przez samochód. Tu na przedmieściach często się zdarza potrącić zwierza. Jeże, lisy, żmije... czasem i jeleń się trafi.
Jakoś tak zrobiło mi się go szkoda: zawinęłam w gazetę, przyniosłam do domu.
Dzwonię do Helmuta, pytam co robić?
On do mnie: zanieś do szpitala, tam jest oddział weterynaryjny.
W porządku, niosę.
Wchodzę do gabinetu. Przyjmuje nas jakiś napompowany Dolittle: ponad 2 metry wzrostu, z fartucha dwa prześcieradła można by uszyć. Was ist los?! - pyta. Myślę sobie: rzeczywiście łoś! I, cholercia: zapomniałam, jak po niemiecku jeż. Potem już w słowniku sprawdziłam.
Biorę go na litość:
mówię, takie szajse się przydarzyło, kranken zwierzak, leczyć trzeba.
Nazwałeś się łosiem - kochaj jeżyki!
No i okazał się prawdziwym doktorem Dolittle: gęba mu się wykrzywiła, prawie płacze, biedaczyna. Tamponem przetarł, mało nie oblizał i walnął zastrzyk. O żesz, myślę, mało ma jeżyk swoich igieł?
Zaniósł zwierzaka na salę operacyjną. Proszę poczekać, mówi, około godziny.

Kliknij i zobacz więcej!

No, iść sobie to jakoś tak głupio - czekam. Minęło dobre półtorej godziny i wyłazi ten łoś.
Twarz wykrzywiona z żalu, jakby to był mój krewny.
Oznajmia: oj, jak dobrze, że pani na czas przyniosła to biedne stworzenie!
Die Traum, bardzo ciężka: będzie żył, ale zostanie inwalidą... Teraz, liebe Frojlajn, zabierać go, a nawet odwiedzać nie wolno: pacjent po narkozie.
Ani mi w głowie odwiedziny. I tu zaczął się pełen am Ende.
Dolittle kontynuuje: Przez parę dni pacjent (nоtа bеnе: jeżyk!) będzie musiał poleżeć na oddziale intensywnej terapii (dla jeżyków, ki ch**?!!!), a potem będzie go pani mogła zabrać.
Na twarzy miałam pewnie wypisane: A na cholerę mi w domu jeżyk-inwalida?!..
Chyba się połapał: Ale, być może to dla Pani zbyt obciążające i nazbyt wielka odpowiedzialność (ojojoj!!!). Wtedy może pani oddać zwierzę do schroniska. Jeśli mimo wszystko chciałaby go pani przysposobić, będzie trzeba załatwić kilka biurokratycznych formalności.
Zrozumiałam, że śmiech jest niewskazany: Niemiec smutny jak na pogrzebie Fuhrera.
Gaszę uśmieszek i pytam: - Zgoda na sprawowanie opieki? (nad jeżykiem, wtf!!!) -
odpowiada: a także opinię z urzędu miasta. Już ledwie się powstrzymuję, żeby nie wyjść z siebie. Opinię o zwierzęciu? - pytam. Ten zoofil całkiem poważnie odpowiada: - Nie,
opinię dotyczącą waszej rodziny, Frojlajn.
Dokument powinien zawierać informacje o tym, czy były w waszej rodzinie przypadki przemocy nad zwierzętami (z całych sił przeganiam z głowy obrazek Helmuta współżyjącego z jeżykiem!). Prócz tego urząd powinien potwierdzić, czy macie państwo odpowiednie warunki materialne i życiowe wystarczające do opieki nad zwierzęciem (znaczy czy nie jesteśmy za biedni dla jeżyka, wamać!!!). Starczyło mi sił by powiedzieć: to ja naradzę się z bliskimi, zanim zdecyduję się na tak poważny krok, by usynowić jeżyka. I pytam: ile jestem winna za operację? Odpowiedź mnie dobiła.

Kliknij i zobacz więcej!

"О, nie - mówi - Nic pani nie jest winna! Mamy federalny program ratowania zwierząt, które ucierpiały przez ludzi". I dalej - kadzi:
"Przeciwnie, otrzyma pani premię w wysokości 100 euro za poświęcenie własnego czasu i zwrócenie się do nas. Pieniądze otrzyma pani przekazem pocztowym (... osiem, dziewięć - jeeest!!!).
Jesteśmy wdzięczni za okazaną dobroć. Danke szeng, gutorechcig Frojlajn,
aufwiderzejn!" Do domu wracałam jak zamroczona, śmiać się już nie miałam siły.
A potem jakoś tak smutno mi się zrobiło: przypomniałam sobie nasz szpital, jak ciotka leżała po zawale. Jak nosiłam jej jedzenie trzy razy dziennie, pościel, naczynia; błagałam, żeby chociaż zbadali i jakieś lekarstwo przepisali...

Podsumowując, nasuwa się taka myśl: "Lepiej być jeżykiem w Niemczech, niż człowiekiem w Rosji".
 
720
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Kokpity myśliwców
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Liczniki i kokpity w samochodach, które wyprzedziły swoje czasy
Przejdź do artykułu Poranek kobiety i mężczyzny
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu Niesamowite historie pechowców, którzy mieli trochę szczęścia
Przejdź do artykułu Ludzie, którzy mieli niesamowitego farta
Przejdź do artykułu Miejskie legendy, które okazały się być prawdziwe
Przejdź do artykułu 15 najdziwniejszych rzeczy, jakie barmani usłyszeli w pracy
Przejdź do artykułu Co można zrobić ze starych hełmów?
Przejdź do artykułu Co o ludziach mówią ich tatuaże?

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą