Szukaj Pokaż menu

Dziewczyny w seksownej bieliźnie LXVI

66 595  
496   23  
Wiedzą jak przyciągnąć wzrok mężczyzny.

Mistrzowie Internetu CDXLIV - Dziewczyna włączyła kamerkę, ale nikt nie wie co pokazała

105 492  
500   94  
W dzisiejszym odcinku m.in. klockowe paznokcie; zdanie, które się prosi o wstawienie przecinka; zgadnij, czym on się żywi, oceniając jego twarz; kogo szkoli Policja na Dolnym Śląsku; sprzedaż auta, czyli ma się ten łeb do interesów oraz idealny tatuaż nie istn...

5 ślepych testów, które pokazują jak niewiele warte są opinie ekspertów

193 586  
549   108  
Dla każdego, kto w codziennych decyzjach kieruje się zdaniem ekspertów, będzie to kiepska wiadomość, ale prawda jest taka, że opinie tych tzw. specjalistów są w większości "gie" warte.

Wino jak wino

Smakosz wina. Nie ma chyba drugiego kraju na świecie, w którym to stwierdzenie mogłoby być bardziej niejednoznaczne. Od koneserów zalegających na dolnych półkach przeźroczystych butelek z eliksirami we wszystkich kolorach tęczy, przez wiernych jednej winnicy kadarkowców, a skończywszy na ludziach kupujących wina po 50 zł za butelkę, nie wspominając nawet o tych, którzy na wino wydają pół minimalnej krajowej – wszyscy oni bez wątpienia kochają ten smak.


Ale właśnie... Jeśli za butelkę wina wydajesz tyle, co za dobry obiad w knajpie, to siłą rzeczy oczekujesz, że każdy jego łyk będzie przenosił cię na cholerne zbocze cholernej francuskiej winnicy w środku cholernie ciepłego lata, nie? W końcu polecał je ekspert. Jeśli jednak po wypiciu całej butelki przeniosłeś się jedynie do kibla – 3 razy – to chyba coś tu nie gra. Czy ekspert się mylił? To trudne do zaakceptowania, ale jak najbardziej możliwe. W ślepych testach wina za kilkanaście złotych – lub raczej: dolarów – wypadają tak samo dobrze, a nawet lepiej niż wina wielokrotnie droższe. Najsłynniejszy bodaj przykład to wina Stag’s Leap z założonej w latach 70. XX wieku kalifornijskiej winnicy, które w ślepym teście smakowały znawcom bardziej niż wina z legendarnych winnic w Bordeaux o wielowiekowej tradycji.

Szlachetne dźwięki starego instrumentu

Wszystko co starsze jest lepsze, bo jest starsze. Wino, kobiety, malunki skalne itd.


- Zobacz! Zrobili to ludzie, którzy zajmują się tym od pokoleń, więc nie mów mi, że nowsze będzie lepsze! Jak jest takie dobre, to dlaczego ludzie używają dzisiejszych, a nie średniowiecznych smartfonów, co? Szach mat. Czasy się zmieniają.

Tak samo było ze skrzypcami Stradivariego – żyjącego na przełomie XVII i XVIII wieku mistrza lutnictwa. W 2010 roku przeprowadzono badanie, które dość jasno pokazało, że skrzypkowie wolą jednak grać na instrumentach wytwarzanych nowoczesnymi metodami. Tylko ośmiu z dwudziestu jeden muzyków, którzy wzięli udział w badaniu, wybrało instrumenty Stradivariego.


W 2014 roku badanie powtórzono, tym razem w warunkach bardziej zbliżonych do realiów znanych profesjonalnym muzykom. Rezultat? Ten sam.

Pierre Brassau

Sztuka współczesna jest jak biegnący koń – mało kto ją rozumie. Wyzwolona spod jarzma funkcji czysto dekoracyjnej znajduje dzisiaj ujście we wszelkiego rodzaju instalacjach, happeningach, fluxusach, videoinstalacjach i performensach, a artystą, nawet z przypadku, może zostać każdy.


Tego, że sukcesy w sztuce współczesnej może odnosić nawet małpa, dowiódł w latach 60. XX wieku dziennikarz jednego ze szwedzkich tabloidów. Åke Axelsson zaprezentował na wystawie w 1964 roku obrazy znanego francuskiego malarza Pierre’a Brassau. Sęk w tym, że Pierre Brassau to tak naprawdę Peter Szympans – małpa z miejscowego zoo, która z niewielką pomocą Axelssona odkryła, że jest drugim Van Goghiem. Do tej opinii przychylili się krytycy, którzy oglądali obrazy Petera podczas trwania wystawy. Jeden z nich przyrównał lekkość, z jaką Peter posługiwał się pędzlem do ruchów baletnicy. Pewnie z taką samą lekkością Peter rzucał odchodami w gości zoo. Pewien kolekcjoner kupił nawet jedno z czterech wystawionych „dzieł” Petera za równowartość 90 ówczesnych dolarów. W końcu jednak prawda musiała wyjść na jaw, a gdy to się stało, jeden z krytyków powiedział, że obrazy Petera i tak prezentowały się najlepiej spośród wszystkich.


Czy słyszałeś o Ike Andrewsie? Tak, oczywiście, znakomity malarz

Kontynuując wątek malarsko-ekspercki, to podobnego eksperymentu co Axelsson dokonali twórcy holenderskiego programu internetowego Lifehunters. Różnica polegała na tym, że zamiast obrazów namalowanych przez szympansa ekspertom podstawiono dzieła, które można kupić w sklepach IKEA za równowartość kilkudziesięciu złotych.


Tak jak w przypadku mistrza Petera, także i tutaj kwestia pochodzenia obrazów nie przeszkodziła krytykom w zachwycaniu się nad emocjami, głębią i innymi cudami, które w nich dostrzegli. Tysiąc, sto tysięcy, dwa i pół miliona euro („więcej byłoby już przegięciem”) – to tylko przykładowe sumy, na jakie wyceniono obrazy dostępne w sieci szwedzkich supermarketów z wyposażeniem domu. Krytycy nieco skorygowali swoje opinie, gdy dowiedzieli się o prawdziwym pochodzeniu obrazów. Mimo to niektórzy z nich pozostali tak przejęci, jakby nie dotarło do nich, z czym tak naprawdę mają do czynienia.


Ktoś tu chyba był na otwarciu.

Kotlet z psa trzeciej kategorii

Mając do wyboru wyglądającego dobrze tylko na zdjęciu hamburgera z McDonald’s i hamburgera z małego lokalu specjalizującego się w wyrobie tego typu jedzenia – co byśmy wybrali? Wiadomo, że burgera z McD. Przecież za cenę jednego hamburgera z burgerowni można mieć z 5 burgerów ze Strefy Dobrych Cen! I jeszcze na browara zostanie. Ale przypuśćmy, że w danej chwili kierujemy się wyłącznie smakiem, a nie potrzebą napełnienia żołądka. W takiej sytuacji wybór staje się całkiem jasny – pięciokrotnie silniejsza eksplozja różnego rodzaju smaków i aromatów w jednym burgerze kusi bardziej niż natężenie jednego aromatu z pięciu burgerów.


Tylko że taki wybór wydaje się prosty, gdy ma się go przed oczami, a nie gdy trzeba polegać jedynie na węchu i smaku. Wówczas sytuacja może skomplikować się tak bardzo, że nawet krytycy żywieniowi mogą dać się zrobić w balona.

Wspomniani wyżej Lifehunters (którzy chyba w pewnym momencie życia zostali mocno skrytykowani) nakręcili film, w którym karmią krytyków żywieniowych na festiwalu w holenderskim Houten hamburgerami z McDonald’s wmawiając im jeszcze, że to jedzenie „organiczne”. Jak łatwo się domyślić krytycy rozpływają się w zachwytach nad produktami jednej z najpopularniejszych sieci fast food. „Dobre”, „dużo różnych smaków”, „te emocje, ta głębia”.

Ale to nie wszystko.

Panowie z Lifehunters poszli o krok dalej i w swej bezczelności poprosili krytyków o porównanie wyrobów McDonald’s z...wyrobami z McDonald’s.

„Dużo smaczniejsze”, „czuć, że nie ma chemii”.


Prawda jest taka, że wszystko rozgrywa się w głowie, o czym może świadczyć choćby przykład Coca-Cola kontra Pepsi. Co z tego, że w większości ślepych testów smaku respondenci częściej wskazują Pepsi, skoro to Coca-Cola cały czas dzierży palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o popularność. Tylko czy tak naprawdę ma to jakiekolwiek znaczenie?
549
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Mistrzowie Internetu CDXLIV - Dziewczyna włączyła kamerkę, ale nikt nie wie co pokazała
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu 15 najdziwniejszych rzeczy, jakie barmani usłyszeli w pracy
Przejdź do artykułu Co palił legendarny Popeye (i skąd w ogóle się wziął?!)
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu Matka dwójki uroczych bliźniaczek miała dość ciągłego zaczepiania przez ludzi. Teraz każdy pomyśli dwa razy, zanim się odezwie
Przejdź do artykułu 15 zawodów, które już nie istnieją
Przejdź do artykułu W młodości włożyli kanapkę z McDonalda do pudełka. Tak wygląda po 20 latach
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Oto ile Fifa zażądała od EA Games za prawa do nazwy - W co jest grane?
Przejdź do artykułu Niezwykły pierścionek zaręczynowy wykonany specjalnie dla ukochanej

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą