Szukaj Pokaż menu

Codzienne reakcje ukazane na starych dziełach sztuki XIV

58 648  
301   14  

#1. Kiedy zgrzeszyłeś i czujesz, że będzie wpi***ol od Jezusa

Jak wyglądają autorzy popularnych w sieci komiksów

65 521  
191   32  
Ich prace bawią nas do rozpuku, innym razem zmuszają do zadumy. Na ich komiksy trafiamy w różnych zakątkach sieci, nierzadko pojawiają się na łamach Joe Monstera. Ale jak wyglądają autorzy tych rewelacyjnych rysunków? Zastanawialiście się kiedyś?

Żyję z depresją - zwierzenia bojowniczki Joe Monster

57 331  
248   155  
Na fali artykułów poświęconych chorobom psychicznym postanowiłam dorzucić swoje trzy grosze.

Od 10 lat choruję na depresję, która później przechodziła w nerwicę i tak się mieszały te choroby. Zaczęło się w szkole średniej. Od tłumienia osobistych problemów, także trudności w relacjach z ludźmi, nadmiernych oczekiwań rodziny co do wyboru słusznej drogi życiowej (czyt. przemęczałam się nauką i dzięki temu byłam najlepsza w szkole – po wielu latach stwierdzam, że na nic mi się to nie przydało, a tylko zryło psychikę).

Zaczęło się wraz z początkiem lata po trudnym roku szkolnym w liceum. Po prostu nagle uszły ze mnie wszystkie siły. Jakieś pół roku wcześniej doświadczyłam urazu głowy (wstrząs) i od tamtego czasu miałam spore problemy ze skupieniem się na nauce. Dodatkowo katowałam się dietą, byłam niedożywiona, miałam obsesję, by pozostać szczupła. Pewnego dnia organizm nie wytrzymał i zemdlałam. Później często „odpływałam” na lekcjach, bałam się, że znów zemdleję, taka ogarniała mnie słabość. Przyczyny były więc nie tylko po stronie relacji i uczuć, ale też fizjologii (depresję mogą wywoływać zaburzenia w funkcjonowaniu neuroprzekaźników w mózgu). Po zakończeniu roku szkolnego z czerwonym paskiem byłam tak wykończona, że miałam siłę tylko leżeć i płakać. A nawet płakać się nie chciało. I choć walczyłam – wcześniej wychodziłam na zewnątrz, intensywnie uprawiałam sport, nagle po prostu się załamałam. I był tylko płacz i natrętne myśli. Nie miałam siły podnieść się z łóżka, choć bardzo chciałam. Myślałam o tym, jakie życie jest szare, puste, pozbawione duchowości, widziałam wszystko jakby przez mgłę złych myśli, które ciągle napływały mi do głowy. Leżałam całe dnie, powoli i usilnie czytając książki, żeby nie myśleć, w nocy nie mogłam spać, nachodziły mnie kołatania serca i ogólna słabość organizmu. Wcześniej pływałam po 40-50 basenów 3x w tygodniu. Wtedy nie mogłam przepłynąć nawet kilku. Zdarzało mi się rozpłakać na basenie, że jestem taka słaba i beznadziejna.

Rodzice w końcu doszli do tego, że nie – nie mam powołania do zakonu, oraz nie – nie zakochałam się nieszczęśliwie oraz nie – nie jestem zmęczona. Doszli do tego, że może to zagrozić mojej maturze. Zaczęły się wizyty u lekarzy. Jako że miałam w rodzinie przypadek schizofrenii, mama dość szybko wpadła na to, żebym udała się do psychiatry. Brałam leki przez baaardzo długi czas (wciąż je biorę), kilka razy je zmieniałam, zwiększałam dawkę, czasowo odstawiałam. Wtedy, przed rokiem szkolnym, odzyskałam częściowo siłę koncentracji i mogłam dalej pracować. W międzyczasie dostałam cios w plecy od „przyjaciół”, którzy zostawili mnie samej sobie ze złą opinią, bo myśleli, że moje milczenie wynika z poczucia wyższości nad nimi. A ja po prostu sobie cicho wewnętrznie cierpiałam i nie mogłam wydusić z siebie uśmiechu, pozytywnego słowa, nieskrępowanej radosnej rozmowy. Psychiatra w końcu zalecił psychoterapię i jeździłam sobie od czasu do czasu na wizyty u bardzo wyrozumiałej młodej pani psycholog, która dużo mi pomogła. Niestety pani poszła na urlop macierzyński i moja terapia została przerwana. Później z pomocą leków i poradników radziłam sobie sama.


Poszłam na bardzo trudne studia po dobrze zdanej maturze. To nie był mój wybór. Liczne naciski ze strony rodziny, żebym wybrała się na te studia, bo mam talent, jakoś wypleniły ze mnie „mniej przyszłościowe” opcje. Poszłam na politechnikę. Zderzyłam się wtedy z tym, że wcale nie mam talentu ani predyspozycji do „wielce przyszłościowego zawodu”. Jednak ukończyłam te studia. Bez entuzjazmu. Za to z bardzo dobrymi ocenami. W 6 lat, z rokiem przerwy na chorowanie na napady depresji, paniki i nerwicy. W międzyczasie poznałam mojego męża i to jedyna dobra rzecz związana ze studiami, która mnie spotkała. Ach, jeszcze odkryłam w sobie pasję do sportu (którą miałam od dawna, ale nie pokładałam w niej większych nadziei). Wciąż chodziłam do psychiatry i psychologa w mieście, w którym studiowałam. Były okresy dobre, bez leków. Były i tragiczne, kiedy chciałam skończyć ze wszystkim (głównie ze studiami). Jednak nigdy się nie okaleczyłam, nigdy nie podjęłam próby samobójczej (choć raz upiłam się do nieprzytomności). Myślę, że po prostu ze współczucia dla bliskich osób, które się ze mną i tak już męczyły.

Po studiach nie znalazłam pracy w zawodzie. Chwilę pracowałam, wykonując zlecenia na czarno, za marne pieniądze. Jakiś miesiąc temu powiedziałam sobie, że to koniec. Choćby nie wiem ile kasy miało spłynąć w związku z poświęcaniem się mojemu wykształceniu w tej dziedzinie – to koniec. Bo zrozumiałam, że nerwica i depresja brały się ciągle na nowo z tego, że nie miałam pasji do tego, co robiłam. Że poświęcałam na to zdrowie, brakowało mi odpoczynku, nigdy nie czułam się w tym pewnie, tylko walczyłam ze sobą wewnętrznie, aby było inaczej. Nigdy też nie czułam się pewnie w szkole jako osoba, która wszystko wie. Ale która nie ma przez to przyjaciół i życia osobistego. Tylko ciągłą presję.


Obecnie staram się przekwalifikować. Pracuję fizycznie! Tak, zarabiam na razie niewiele, ale robię to, co kocham. Pomagam ludziom, pracuję z klientami na siłowni, pokonując nieraz własne lęki przed wyjściem do ludzi. Ale satysfakcja jest ogromna. Myślę, że powoli wychodzę na prostą. Po raz setny. Kolejny raz będę zaczynać terapię, tym razem w grupie. Niestety wiele symptomów depresji i nerwicy pozostało. Wciąż mam problemy ze snem, gdy nie biorę leków napada mnie panika, że „nic nie robię” i „nie jestem potrzebna” albo „zmarnowałam się”. Chociaż robię dużo. Zajmuję się domem, dorywczo pracuję na siłowni, kształcę się w tym zakresie, dużo ćwiczę. To nie jest nic. Ale wypadłam z wyścigu szczurów, może dlatego ciągle czuję wyrzuty sumienia, że zawiodłam rodzinę, swoich nauczycieli… Często śnią mi się egzaminy, matura głównie: że wszystko zapomniałam i nie mogę jej zdać. Mam też trudności z pracą umysłową, skupieniem na jednej rzeczy. Dokucza mi jelito drażliwe.

Ale radzę sobie. Mąż ze mną też wytrwał i bardzo sobie chwali moje obiady.

Pokrótce chciałam powiedzieć wszystkim, którzy przez to przechodzą, aby się nie poddawali. To jest tylko stan umysłu, który MINIE. Ta beznadziejna niemoc w głowie, chęć spędzenia całego dnia w łóżku, widzenie świata przez szarą mgłę pesymizmu – to MINIE. Ale musicie przyznać przed sobą, że to nie jest lenistwo. To nie jest tylko zmęczenie. To NIE jest fanaberia. To jest choroba, która wyniszcza od środka. Trudno, spotkała Ciebie, ale spotyka też wiele innych osób, zwłaszcza w świecie przepełnionym bodźcami i szybkim tempem życia. Jeśli „ten nieokreślony przytłaczający smutek” trwa dłużej niż dwa tygodnie, uniemożliwia normalne funkcjonowanie – czas spojrzeć prawdzie w oczy i poprosić o pomoc lekarza. Wiem, na jakim poziomie stoi opieka zdrowotna w Polsce, ale można trafić na naprawdę dobrych lekarzy, trzeba tylko próbować. Stawką w końcu jest życie.

Jedyne moje marzenie – być długotrwale szczęśliwa i spokojna na duchu, bez względu na okoliczności. Chyba warto się o to starać? Mimo przeżytego bólu i wciąż nieprzepracowanych problemów chcę żyć. Choroba wiele mi powiedziała o mnie samej. Przebrnęłam przez mnóstwo artykułów i książek psychologicznych i każda wniosła w moje życie coś wartościowego i pomogła mi zrozumieć, co wywołuje depresję w moim życiu.
„Depresja ratuje człowieka od agonii z bólu, broni przed zmiażdżeniem przez nierozwiązalną sytuację życiową. Tłumi emocje wiodące do samozagłady. (…) BÓL sam w sobie nie jest złem, które trzeba omijać i zwalczać za wszelką cenę. Ból jest raczej nauczycielem. Oznajmia, że coś trzeba zmienić, czegoś zaprzestać lub coś rozpocząć, porzucić dawny sposób myślenia i zacząć inaczej” - John Powell.

Jeśli interesuje Was temat depresji i chcecie poczytać trochę luźnych przemyśleń, ale też zaczerpnąć wiedzy, zapraszam na mojego bloga.
248
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Jak wyglądają autorzy popularnych w sieci komiksów
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Najbardziej bezczelny oszust w Wielkiej Brytanii
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu Weteran, który z powodu psa-asystenta nie mógł znaleźć pracy przebojem zdobył klientów marketu, który go zatrudnił
Przejdź do artykułu 15 zawodów, które już nie istnieją
Przejdź do artykułu Moje życie z autyzmem - doświadczenia bojowniczki JM
Przejdź do artykułu Kiedy wychodzisz za mąż po 30. – Demotywatory
Przejdź do artykułu 7 ciekawostek o Elvisie - jedynym prawdziwym królu rock’n’rolla
Przejdź do artykułu Jeden dzień na dyżurze ratownika medycznego

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą