Lekko zniechęcony internetowym obrazem Pekinu jechałem tam jak Matt Damon na Marsa: zaopatrzony w hydrazynę, folię malarską, worek ziemniaków i kombinezon.
W 2003 roku fotograf Sasza Gusov i jego żona odwiedzili Namibię. W pewnym momencie żona fotografa zdała sobie sprawę, że dla miłej, sympatycznej i ciepłej atmosfery wcale nie jest potrzebna znajomość języka...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą