Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jak wygląda życie wśród dopalaczy i ćpunów II

80 003  
193   76  
Niektórzy prosili o więcej JWŻWDiĆ, niestety historie się prawie skończyły, a czy dam radę sprostać wymaganiom - nie wiem, jednak się postaram.


Historia świeża, z dzisiaj - wracam tramwajem, jeden przystanek od miejsca docelowego (centrum) i widzę, jak dziadek przy śmietniku zostawia torby na ziemi, rozpina pasek, zdejmuje spodnie i kuca łapiąc się z barierki. Wór na wierzchu, wszyscy patrzą, a on na wyjebce czerpie radość z oddawania stolca w miejscu publicznym.

Dzielnica ma swój pewien "urok", niby centrum miasta, a czuć swego rodzaju specyficzność. Wystarczy przejść 2-3 ulice i od razu jakby inny świat, taka szara codzienność. A u mnie zawsze coś się dzieje, jak nie policja, to straż pożarna, i tak w kółko. Mam wykładowcę, który mieszka niedaleko mnie i opowiadał kiedyś, jak mu ukradli rower z klatki. Po dwóch dniach przychodzi kafar i mówi "nie wiedzieliśmy, że to twój" - oddając rower. Opowiadał też historię, że ktoś chciał się do niego włamać. Budzi się w nocy i leci do okna - Seba odpalił wroty, a on chce za nim wybiec. Będąc już przy drzwiach zatrzymał się, bo pomyślał "kurwa, on może mieć broń". Tak się składa, że jest Amerykaninem i zapomniał, że polskie Sebixy nie mają broni palnej. Abstrahując od wojny "legalna broń czy nie?" uważa, że Polska jest o wiele bezpieczniejsza od Ameryki.

Wracam z kolegą z klubu, deszcz pada, krople wygłuszają otoczenie. Przeszliśmy może 100 metrów i widzimy cienie jak się biją. Jesteśmy obok nich i mówię do kolegi, żebyśmy poszli naokoło, a on, że dawaj, popatrzymy. Kafar bił się z jakimś turystą, prawdopodobnie za to, że był ciemniejszej karnacji (Hiszpan, czy coś w ten deseń, tak się nam wydawało). Hiszpan leje kafara i krzyczy "Let me go! Let me go" - tak, Hiszpan leje kafara i krzyczy "Let me go!". Trzeba przyznać, że było honorowo - jeden na jednego, a kolega kafara się przyglądał. Hiszpan wpierdolił kafarowi zostawiając go w kałuży. Kafar wstaje, a my podchodzimy do nich. Łuk brwiowy rozwalony, pół twarzy we krwi. Mówię do niego, że musi jechać do szpitala na zszywanie, on że nie, jest spoko, się zagoi. Twarz przemył w kałuży i się pyta, czy mamy fajkę. Spalił może połowę, a następnie zapytał się kolegi, czy ma "kosę", kolega patrzy na mnie, a ja na niego i odpowiada, że nie. Kafar mówi, że spoko loko i rzuca krótkie "lecimy" do swojego kolegi. Pobiegli w kierunku Hiszpana krzycząc na pełną pizdę "Huliganka! Huliganka! Huliganka!". Akurat szliśmy w ich kierunku, po przejściu 50 metrów patrzymy jak po drugiej stronie w cieniu ucieka ich z pięciu.

Kolega robił urodziny ze współlokatorem, gdzieś na 30 osób. Godzina 23-24 i idziemy na kluby (trochę osób się zmyło i było nas z 10-15). Będąc na rynku szliśmy w parach, jeden za drugim, trochę jak gęsi. Na przodzie był jakiś kolega solenizanta, szturchnął się z patusem, patusowi spadł lód na ziemię (z McDonalda za 3 zł) i krzyczy do niego "co ty, kurwa, robisz?". Ziomek odpowiedział "spierdalaj". Patus podszedł, uderzył ziomka butelką w twarz i uciekł, nawet nie zareagowaliśmy, bo było tylko słychać dźwięk tłuczonego szkła, a zanim się zorientowaliśmy, co się dzieje, patusa nie było. Ziomek zalał się krwią, pod okiem miał wbity kawałek szkła, karetka przyjechała gdzieś po 45 minutach. Okazało się później, że dosłownie kilka milimetrów dalej i szkło przebiłoby nerw i byłoby po oku. Kolega ma ziomka w szpitalu na praktykach czy stażu, okazało się, że prawdopodobnie ten sam patus godzinę później "tulipanem" rozciął dziewczynie udo pod klubem i doznała trwałego uszczerbku.

Historia nie o patusach - w mieście jest taka wyspa, gdzie studenci latem piją, akurat nie było toi toi i wszyscy chodzili pod most łączący wyspę z miastem. Moczu było tyle, że spływał do rzeki. Dwie pijane studentki w białych trampeczkach wchodzą pod most, moczu do połowy podeszwy i robią swoje. Widok śmieszny i tragiczny.



Wróciłem do rodzinnego miasta i nie pamiętałem, czy wyłączyłem żelazko. Mama powiedziała, żebym pojechał z bratem na mieszkanie zobaczyć. W mieszkaniu skręciłem sobie i bratu fajkę (wyglądała jak joint) i poszliśmy palić przy samochodzie, stanęliśmy pod samymi drzwiami "lokalu". Podchodzi patus i zagaduje, taki typowy, zniszczony dopalaczami, trudności z mową, koordynacją.

Patus: Masz szminkę?
Ja: Co? Szminkę? Nie, nie mam.
P: Masz szminkę?
J: No nie mam
Brat: On mówi "mam prośbę".
P: Tak, tak, macie 2 złote?
J: Nie.
Patus w tym momencie złapał za klamkę od samochodu, oparł się o drzwi i pyta, czy to nasz. Mój brat to dobry wariat (nie lubi złodziei, patusów, ani jak ktoś rusza nie swoją własność), od razu patrzę na niego, co chce zrobić. Wyjął klucze i trzyma w dłoni. Wiedziałem, że trzeba spierdalać, bo jak coś się zacznie dziać, to mu je wbije w szyje, a przypał zbędny.
P: To wasz samochód?
B: Tak, a co?
P: Ładny, co tu palicie?
J: Skręciłem fajkę, już nie chce, chcesz ją?
P: Nie.
J: Musimy już zwijać, odsuń się.
Na szczęście nic się nie odjebało magicznego.

"Lokal" był remontowany, czy coś tam robili w środku, graty wyrzucali na osiedle, po kilku godzinach na osiedlu było dosłownie ze 20 ćpunów, kręcili się i krzyczeli, a ja z sąsiadką, z okna oglądamy ich perypetie, śmiejąc się, że przed świętami promocja - 3 w cenie 2. Wychodzi jakiś ziomek z "lokalu" i krzyczy, że wszyscy mają wypierdalać, bo robią przypał. Ćpuny przez 2 dni chodziły zmieszane, nie wiedząc, co się dzieje z ich ambrozją.

Byłem ze znajomymi na "wyspie", przed nami jakiś student kłóci się z patusem (bluza wyklęta, nerka itp.). Patus zasadził studentowi na twarz buta, że ten upadł na beton. Ludzie się zlecieli i idę zobaczyć z kolegą, co się dzieje. Typ leży na ziemi nieprzytomny z drgawkami. Ludzie mu pomagają, dzwonią na pogotowie, to postanowiłem wrócić do grupy, żeby nie przeszkadzać. Patus się wystraszył i wrócił po paru minutach zobaczyć, czy typ żyje. "Bożenka" - znana na wyspie (zawsze prosi o alkohol) go bije, krzyczy itp. Gdzieś po 10 minutach typ wstał, jakoś się ogarnął i zabrała go karetka.

Wracam wieczorem, jestem ulicę od mieszkania i słyszę jak w bramie obok się biją, a jeden krzyczy "co, kurwo, znowu się rozjebiesz?". Jako że byłem pod wpływem, to stanąłem i obserwuję, co się dzieje. Typ podniósł cegłę/kamień, czy co tam leżało obok, przystawił mu do głowy, mówiąc "jeszcze raz, kurwo, jeszcze raz". Nie ukrywam, że się wystraszyłem i zwinąłem dość szybko. Wszystko trwało może 15-25 sekund.

Sąsiadka opowiadała jak chciała kiedyś wejść na klatkę, ale nie mogła, bo naćpane patusy leżały na schodach. Karyna budzi drugą i mówi "Ej, przesuń się, pani chce przejść". Sąsiadka ich nastraszyła, żeby uważali, bo policja tu cały czas się kręci i zwinęli się na jakąś melinę.

Pewnego dnia wracam na mieszkanie, pod "lokalem" zatrzymuje się taksówka, a z niej wysiada Karyna w ciąży, na oko ponad 6 miesiąc, szybko podbiegła po dopa i wróciła do taxy.



Wracam ze znajomymi po studenckiej imprezie i jesteśmy już 20 metrów od mojej ulicy, wszyscy zaraz będą się rozchodzić w swoją stronę. Podbija Seba z Karyną, twarz w strupach, jakby ktoś ją codziennie bił kablem. Na wejściu tekst: "Ej, kurwa, daj fajkę, mogę odkupić, 5 złoty". Patrzymy na nią i nie wiemy, co powiedzieć. Tak się złożyło, że zostały mi dwie, a we trójkę na bombie jesteśmy i wolimy na spokojnie załatwić sprawę, bo widać, że ostra zawodniczka, a Seba nie gorszy. Dałem fajkę ziomkowi, a ona mu 5 złotych. Brzydziłem się wziąć pieniądze, dłonie to czarne od brudu miała. Dochodzimy do skrzyżowania, żeby się rozejść i znowu jakiś Seba podbija, ale wyższy rangą. Łezka pod okiem i te sprawy. Zaczyna się żalić, że wyszedł z więzienia, nikt go do pracy nie chce wziąć i prosi ludzi o pieniądze. Jako że łezka budziła pewien respekt, to dostał od nas jakieś 3 złote.

Trzeciej części na razie nie będzie, to jest pewne. Tu napisałem już te mniej śmieszne - wszystkie perełki były w pierwszym artykule. Może za kilka lat jak będą nowe historie, a tak na siłę nie będę pisać. Uważam nawet, że ten artykuł jest o wiele słabszy od poprzednika. Niektórzy zgadli, gdzie mieszkam, heh :-)
Jedynie co może zrobię, to kontynuację drugiej części, bo koleżanka też mieszka na pato dzielni i mówiła, że może się podzielić kilkoma historiami, ale stoi to jeszcze pod znakiem zapytania.
Jeszcze dla tych, co pisali, czemu się nie wyprowadzę: mieszkanie jest wykupione.

<<< W poprzednim odcinku

60

Oglądany: 80003x | Komentarzy: 76 | Okejek: 193 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało