Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] W szlachetnej sprawie.
Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 6 lat temu


W poprzednim odcinku przygód Detektywa

Matko jedyna, jak mnie, kurwa, wszystko boli. To była moja pierwsza myśl po podniesieniu ociężałych powiek. Początkowo zrzuciłem to na karb wczorajszej imprezy. Pyszczek, czy jak kto tam woli, Franek, kończył pierwszy rok życia, więc należało to odpowiednio opić. Co też zrobiliśmy, zgodnie z prawidłami sztuki. Spodziewałem się srogich konsekwencji, ale ból jaki mnie przeszył po przebudzeniu był… jakiś taki inny. Spojrzałem w lewo, w prawo, przed siebie. Dlaczego te ściany są białe? Gdzie, do ciężkiej cholery, jestem? Ściany powinny być zielone i znacznie bliżej łóżka.

Ja pierdolę. Kolejna światła myśl tego poranka. Zobaczyłem nogę w gipsie podwieszoną na jakiejś dziwnej konstrukcji. To moja? A kurwa, czyja, bałwanie? Najwyraźniej jacyś dranie postanowili mnie unieruchomić. W jakim celu? Jeszcze nie wiedziałem, ale mogli być pewni, że dowiem się i spotka ich za to zasłużona kara. Ze mną się nie pogrywa.

Z tych rozważań wyrwała mnie zbliżająca się postać w białym kitlu. Niebrzydka kobitka, jak oceniłem na pierwszy rzut oka.
- Nu, obudził się wreszci – zaświergotała. – Długo tak zamierzał spać?
- shiee ja to kuhfy nesy jesem – wychrypiałem ciężko. No, słowami nazwać się tego raczej nie dało.
- W gardle zaschło? Napije się troszku – podsunęła mi pod usta szklankę z wodą. Łapczywie przyssałem się do naczynia. Zbyt łapczywie, jak się okazało. Mało nie utopiłem się po pierwszym łyku. Po chwili uspokoiłem się troszkę i już delikatniej siorbałem życiodajny płyn.
- Gdzie ja jestem? – Spuściłem nieco z tonu. Najwyraźniej ta oto niewiasta nie miała złych zamiarów.
- W szpitalu, a myślał, że gdzi?
Jakim, do stu tysięcy uschniętych kutasów, szpitalu?
- Jakim szpitalu?
- Nu, naszym. Monieckim. A gdzie miałby być? W Białymstoku? Po co?
Szpital. Ładnie się dorobiłem. Ostatnia kwestia. Jakieś dwa słowa, za co tu trafiłem?
- A co się stało? – Pytanie, być może trochę głupie, ale chyba dość naturalne w tej sytuacji.
- Przedwczoraj w nocy przywieźli, samochód potrącił, niedaleko dworca.
Zaraz, samochód mnie potrącił, a impreza była przedwczoraj? Najwyraźniej straciłem jakąś dobę z życiorysu, a złota zasada, w myśl której Pijanego Pan Bóg Strzeże, była nieco na wyrost.
Ręce chyba miałem w porządku, dawało się nimi, choć z bólem, ale jednak manewrować. Odruchowo poprawiłem kapelusz. Wyszło to marnie, bo tylko przeczesałem się po włosach.
- A kapelusz gdzie? – Zapytałem.
- W depozycie.
- Byłaby siostra tak uprzejma i przyniosła?
- A stan zdrowia to niważny?
- I tak pewno muszę czekać na felczera. – Usłyszawszy to, piguła się uśmiechnęła.
- Ano, musi poczekać – potwierdziła moje przypuszczenia. – Nu, mogę w ostateczności przyniść.
Już po chwili czułem się nieco lepiej, mając nakrycie głowy na dyńce. Jeszcze tylko papieros i będzie w porządku. Odruchowo sięgnąłem za pazuchę, ale nie odnalazłem kieszeni. No tak, szpitalne fatałaszki. Gdzie moje fajki? To jednak pozostało bez odpowiedzi. Pielęgniarka poszła do innych pacjentów, a ja zostałem sam. Chciałbym powiedzieć „na placu boju” ale pasowało tylko „w lazarecie”.

Po godzinie, na obchodzie zjawił się łapiduch.
- Jest i nasz Detektyw, przytomny jak widzę. Jak się czujesz?
- Parszywie, jak… A właściwie, nie będę bluzgał tu od rana. – Ci ludzie chcieli mi pomóc, nie było sensu raczyć ich podwórkową łaciną.
- I tak straty nie są wielkie – stwierdził lekarz.
- Jak to niewielkie?
- No, stan w jakim tu trafiłeś sugerował, że chirurg będzie miał co robić. Ale po pełnych badaniach wyszło, że złamana prawa noga, trochę wewnętrznych, niegroźnych dla życia urazów i kilkadziesiąt szwów to niska cena za próbę staranowania samochodu. Na piechotę. - Zakończył niedługi wywód doktorek.
W mordę, coś zaczynało mi świtać w głowie. Powrót z imprezy, jakieś światła przede mną. Klakson, skok, uderzenie… Fakt, chyba przeszarżowałem. I teraz jakiś biedny drań będzie miał przez moje wyczyny problemy. No nic, pogadam z kim trzeba i załatwię, żeby go nie ścigali. Ale to później.
- Panie doktorze, proszę mi powiedzieć rzecz najważniejszą.
- Kiedy wyjdziesz? Ciężko w tej chwili wyrokować. – Wpadł mi w słowo.
- Nie, nie. To drugorzędna sprawa. Kiedy będę mógł zapalić papierosa?
Doktorek zrobił oczy jak pięć złotych. Zabawne, o nałogach nigdy nie słyszał?
- Słucham? – Zapytał z niedowierzaniem.
- Palić papierosa. Jarać szluga. Kopcić fajkę. Strzelić w płuco – wymieniałem w ponurym tonie.
- Jest to niewskazane.
Gość zaczynał mi działać na nerwy.
- Panie doktorze, jestem pana pacjentem. Od nikotyny zależy czy będę pana upierdliwym pacjentem. – Miałem nadzieję, że wyrażam się jasno. Chyba tak, bo lekarz ciężko westchnął.
- Siostra przyniesie kule.
- Dziękuję.
Felczer zniknął a po niedługim czasie pielęgniarka przyniosła wspomagacze chodzenia. Zacisnąłem zęby i spróbowałem wstać. Pierwsze podejście nie było udane. Opadłem na łóżko. Druga próba okazała się skuteczna. Co prawda okupiona znacznym bólem i wysiłkiem, ale czego nie robi się dla nałogu. Pokuśtykałem w stronę windy. Coś musiało być na rzeczy z tymi obrażeniami wewnętrznymi. Czułem jakby ktoś poprzestawiał mi ograny a te próbowały wracać na własne miejsce. Mało przyjemne uczucie. Za to nagroda rekompensowała wszystkie trudy. Stałem, zastanawiając się co ja tu będę, do cholery, robił. Nie znoszę bezczynności, chyba że takiej z własnego wyboru. To co innego. Ale bycie uziemionym było mi wybitnie nie w smak.

Jak przypuszczałem, zajęć zbyt wiele to tu nie było. W szpitalnej bibliotece jakieś przestarzałe kryminały. Bajki dla dorosłych, jeśli mnie zapytać. Telewizja jest, za dwa złote. Ale i tam nuda i marazm. Nie jest dobrze. Chyba zaczynałem popadać w lekkie otępienie, gapiąc się bezmyślnie przez okno. Z tego jakże kreatywnego zajęcia wyrwał mnie głos pielęgniarki.
- Nu, jak się teraz czujemy?
- Gównianie. – Skwitowałem i szybko skarciłem się w myślach za taką odpowiedź. – Wybaczy siostra, nie najlepiej znoszę takie sytuacje.
- Ni szkodzi, ni szkodzi. Ni takie rzeczy słyszałam. Panie Detektyw, sprawę mam – dodała niemalże szeptem.
Cudownie. Nie spodziewałem się, ale zapłonęła iskierka nadziei. Może jednak nie będzie tak całkiem nudno?
- Jak mogę siostrze pomóc, siostro…?
- Marylciu – dokończyła lekko się czerwieniąc.
- Ok, siostro Marylciu. Proszę mówić.
- Czasem ni mogę się doliczyć tych mocniejszych proszków.
- Co takiego?
- Nu, tak jakby ginęły z apteczki. Siostra Oddziałowa nic jeszcze ni wi. A jak się dowi, to mnie pewno z roboty wyrzucą. I gdzie ja się podzieji? – Po policzku spłynęła jej łza.
Łza na obliczu kobiety, to jak trąby wzywające do frontalnego ataku. Nie ma, kurwa, że boli, że będą straty trudne to oszacowania. Że wróg dobrze umocniony, więc spróbujmy taktycznie. Oj nie. Marylci trzeba było pomóc. I to jak najszybciej.
- Dobrze. Niech siostra powie, kiedy zauważyła kradzież?
- Po nocnych dyżurach. Ostatnich dwóch czy może trzech.
- I nikomu siostra o tym nie mówiła, prawda?
- Nu, ni, Detektyw jest pierwszy.
- Wspaniale, nikt nie będzie się kręcił przy sprawie, jeśli zadziałamy odpowiednio szybko. Z kim siostra miała te dyżury?
- Z Oddziałową, ale chyba ni ona?
- Tego się dowiemy. Kiedy macie następny wspólny dyżur?
- Jutro w nocy.
- Do tego czasu proszę się zachowywać normalnie. Jakby nic się nie stało.

Z mojej celi wyszła jakby trochę spokojniejsza. Widziałem dwie możliwości. Albo Oddziałowa kręci jakieś biznesy na boku handlując rozweselaczami, albo ktoś w szczwany sposób dobiera się do zamkniętej apteczki. Miałem niecałą dobę na przygotowanie się do akcji.
Wykorzystałem ją mądrze. Kuśtykałem po szpitalnych korytarzach nasłuchując plotek i ploteczek. Nie przynosi to chwały mojemu zawodowi, ale czasem nie ma innego wyjścia. Trzeba rozciągać ucho do granic możliwości. Efekty jakieś tam były. Okazało się, że Oddziałowa jest kobietą z bardzo luźnym zestawem zasad moralnych. A nie owijając w bawełnę, po prostu lubi jak ją dobrze wygrzmocić. Fakt, że ma męża nie stanowił jakiegoś wielkiego problemu. Cały szpital o tym wiedział, a że szanowny małżonek niedoinformowany? Cóż, plotki o tym, że w małym miasteczku wszyscy wszystko wiedzą są bardzo przesadzone.
Za cenę połowy paczki fajek zakupiłem też kolejną przydatną informację. Wszystkowiedzącym w tym przybytku był naturalnie cieć. Po krótkich negocjacjach handlowych zdradził mi, że obecnym buhajem Oddziałowej jest Henio, palacz z kotłowni.
Henia wziąłem na obserwację. Nie zdarza się chyba zbyt często, żeby palacz odwiedzał sale z chorymi. A tu mieliśmy właśnie taką sytuację. Do sali naprzeciw mojej Henio zachodził trzy razy w ciągu dnia. Pofatygowałem się tam by stwierdzić, że jedynym pacjentem jest jakiś dziadek o nieobecnym wyrazie twarzy. Już miałem teorię. Teraz wystarczyło zaczekać…

Przyszedł nocny dyżur siostry Marylci. Do dwudziestej trzeciej nic się nie działo. Chwilę po jedenastej Marylcia rozpoczynała swój zwyczajowy obchód po chorych. Sprawdzała czy wszyscy śpią, czy ktoś czegoś nie potrzebuje. Taka piguła z powołaniem. Umówiliśmy się wcześniej, że da mi znać jak tylko wyjdzie z pokoju pielęgniarek. I tak też się stało.
Po umówionym znaku, poszła piętro wyżej, a ja zwlokłem się z wyra i możliwie cicho wyczłapałem z sali.
Oddziałową przyłapałem akurat na zamykaniu swojego królestwa. Szybkim krokiem udała się w stronę zejścia do piwnicy. Cóż, ja szybkim krokiem nie dysponowałem, ale na tyle na ile pozwoliły możliwości polazłem za nią. Nie było zaskoczeniem, że skierowała się do kanciapy Henia. Również nie było zaskoczeniem, że w tej kanciapie działy się cuda, które nie śniły się autorom podręczników do bzykania. Ciuchy porozrzucane, nogi siostrzyczki również. Podglądaczem nie jestem, więc stanąłem w małym załomie przed niedomkniętą kanciapą i czekałem na rozwój sytuacji.
I tu niespodzianka. Cichaczem w stronę miejsca schadzki skradał się dziadek z naprzeciwka mojej sali. Przed drzwiami kucnął i zaczął iść na czworaka. Wśliznął się do pokoju i gmerał przy rzuconym na podłogę białym kitlu. Henio ostro gmerał za to w Oddziałowej, więc ta niczego nie zauważyła. Dziadek wymknął się z pomieszczenia i pognał na górę. Ja ruszyłem za nim. I już bez niespodzianki stwierdziłem, że skierował się do pomieszczenia pielęgniarek.
Cwanie to sobie obmyślili. Wiedzieli, że siostra Marylcia wypuszcza się na dłuższe obchody. Dziadek miał sporo czasu, żeby skorzystać z niepilnowanych leków. Zaopatrzył się w co trzeba i poleciał odnieść klucze. Ja już nic więcej nie potrzebowałem.

Dwie godziny później poszedłem do pokoju pielęgniarek.
- Dobry wieczór, szanowne panie. – Uchyliłem kapelusz.
- Co też pan robi na nogach? – Oburzyła się Oddziałowa. – Proszę natychmiast wracać do łóżka.
- Za moment z przyjemnością to zrobię. Ale najpierw musimy załatwić pewne sprawy. Siostro Marylciu, jeśli jest siostra wrażliwa na ciężki język, prosiłby o zostawienie nas na moment samych.
Marylcia wyszła bez słowa.
- Dobrze, to teraz tak. Nic mi do tego, że siostra chadza do Henia na dymanie. Siostry sprawa, nie moja.
Oddziałowa spojrzała na mnie z mieszaniną agresji i nienawiści. Nie przejmowałem się tym.
- Nic mi też do tego, że na pani dyżurze z apteczki giną głupie jasie. – Kontynuowałem. – Za to już mi bardzo nie po drodze z faktem, że po ujawnieniu strat, zapewne po dupie oberwałaby Bogu ducha winna Marylcia. Na to zgodzić się, kurwa, nie mogę. Więc teraz mamy takie opcje. Albo siostra łaskawie wyjaśni sobie z Heniem kwestie podpieprzania siostrze kluczy przez pewnego pacjenta, albo jutro pogadam o tym z ordynatorem.
Powiedziała tylko dwa słowa.
- Załatwię to.

Następne dni mijały w spokoju. Czułem się coraz lepiej, otoczony troskliwą opieką siostry Marylci. Oddziałowa unikała mnie jak ognia. Henio kilka razy minął mnie z miną życzącą mi jak naj gorzej. Ale jego absolutnie nie musiałem się obawiać. Reputacja wśród lokalnych szemranych dawała mi sporą ochronę, a ten bałwan był typową moniecką płotką. Nic groźnego, nic strasznego.

Mury szpitalne opuszczałem z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Gdzieś tam w oknie złowiłem czułe spojrzenie Marylci, skinąłem jej kapeluszem. Czy coś więcej z tego będzie? Nie, raczej nie ma takiej możliwości…


& :szufla

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
peggypumpkin - Superbojowniczka · 6 lat temu
Lubię ten folklor. Aczkolwiek, mógłbyś trochę popracować nad ogólnym budowaniem napięcia. Żeby nie atakować czytelnika takimi natychmiastowymi rozwiązaniami.

bulcyk22
bulcyk22 - Wiekowy Bojownik · 6 lat temu
Folklor, budowanie napięcia ...

Triskal
Triskal - Bojownik · 6 lat temu

--
All we see or seem is but a Dream within a Dream. Ashes to Ashes but Dust won't be Dust...

staruch
staruch - Superbojownik · 6 lat temu
- jeszcze kilka odcinków i będę bliski wyznania Ci miłości. Dozgonnej acz platonicznej jednakowoż.
Ta że ten...
Nie spierdol tego

--
Na forum zawsze się znajdzie jakiś smutny fajfus, który będzie mówił co trzeba robić i jak trzeba żyć, bo akurat wstał lewą nogą albo zaczepił chu...em o sprężynę w materacu.

fizyk1976
fizyk1976 - Superbojownik · 6 lat temu

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
luggage - Superbojownik · 6 lat temu
Zerknąłem dzisiaj na Mięsne. O, wyszedł nowy odcinek Detektywa! Nic to, trzeba ćwiczyć cierpliwość i silną wolę, więc najpierw poszedłem... zrobić sobie kawę. Taki offtopic ;)

A wracając do meritum: nasz detektyw wraca do formy. Jedyne czego mi brakuje w odcinku, to szczegóły bohaterskiej szarży na pojazd mechaniczny. Najlepiej przybliżone przez świadka całej akcji.

Całość oczywiście

--
+++ Divide By Cucumber Error. Please Reinstall Universe And Reboot +++

Cieciu
Cieciu - Bułgarski Łącznik · 6 lat temu
:luggage, kto wie czy przy jakiejś wódce nie usłyszymy tej relacji
:staruch

--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.

cipeczka
cipeczka - Superbojowniczka · 6 lat temu
Co się stało dzień wcześniej, gdzie podział się Pyszczek? Pytania bez odpowiedzi!!

--
"God loves You so much He created hell. Just in case You don't love him back" Christopher Hitchens

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
helldeck - Bojownik · 6 lat temu
Świetne są te wpisy, szczególnie, że Mońki to mój rodzinny powiat, ciekawie i wesoło się to czyta, taki Wędrowycz bez ufo
Forum > Kawały Mięsne > [Detektyw] W szlachetnej sprawie.
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj